Moim skromnym zdaniem w skład obowiązkowego wyposażenia
powinien wchodzić pistolet na ostrą amunicję, ewentualnie kapsułka z cyjankiem.
Wszystko to na wypadek spotkania warunków wiatrowych poniżej 4 węzłów. Nie wiem,
co byś nie robił, okręt ten doprowadza cię do rozpaczy w zadziwiająco krótkim
czasie. Wszystkie wcześniejsze rozterki na temat sensu
życia rozwiewa bryza 5 knot. Setka zaczyna się słuchać i z każdym węzłem
przybywa więcej nowych emocji. Samoster zdaje się bezwzględnie wykonywać
polecenia wiatru i nie ma wątpliwości czy faktycznie wiatr odkręcił. Odpada i
tyle. Twoim jedynym obowiązkiem jest decyzja: jadę czy się łamię. Co jest dalej,
powyżej 14 węzłów, jeszcze nie wiem.
Przetestowałem system refowania no i okazało się, że
niezbędne są poprawki. Muszę zmienić prowadzenie linek, bowiem przy ich
wybieraniu ocierają się o metalowe krawędzie bomu. Jeśli uda się ograniczyć
tarcie w newralgicznych miejscach, cały system będzie hulał. Przećwiczyłem
manewr refowania foka. W pierwszej chwili operacja wymagał zastanowienia się i
przejścia kilku ścieżek, ale w końcu znalazł się sprawny na to sposób. Kosz
dziobowy wraz z handrelingami daje pewne zaparcie wszystkich członków. Wszystko
odbywa się zapiętym samosterem, którego jedyną reakcją na moje przejście na
dziób i zrzucenie żagla do refowania, było minimalne bezpieczne przeastrzanie.
Polecam używanie miękkich szekli, super patent, pozwalający sprawniej przepiać z
rogu szoty bez ryzyka zranienia szalejącą złowrogą szeklą.
Na zdjęciu poniżej czerwoną pokracznie prowadzoną linią są moje
szaleństwa podczas refowania i rozrefowywania żagli w kursie na wiatr. Niebieska
linia pokazuje żeglugę na kursie zbliżonym do pełnego z zarefowanym raz grotem i
fokiem marszowym. Samoster idealnie trzyma kurs, lecz jak mówi Szymon Kuczyński,
z którym miałem okazje pogadać przy meczu (jednakowo słabo nas obchodzącym), że
to nie jest żaden wyczyn. Wedle doświadczenia Szymona można to również uczynić
mając dwa foki na motyla, sprzątniętego grota i skromny samoster.
Co by tu jeszcze.....
.....A! BHP. Po konsultacjach z Olkiem i Szymonem,
wybieram wariant zabezpieczenia się przed wypadnięciem na same szelki, bez
kamizelki automatycznej. Po wypadnięciu za reling (czego nie można wykluczyć),
wystrzelona kamizelka tylko utrudni wdrapanie się z powrotem, a i może
całkowicie wykluczyć taką operację. Wolę szelki i sportową kamizelką
asekuracyjną, to daje większą swobodę ruchów. Lifelina jak najkrótsza, dobrze
napięta, daleko od burty.
Dobrze jest pomieszkać na dobrym podwórku, mówię tu o
klubie AKM Gdańsk (Uwaga teraz będzie na słodko!). Pierwszorzędna atmosfera,
zero komercji, najlepsi ludzie
W następnym poście postaram się zamieścić jakieś zdjęcia z wody.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz